*Oczami Ronnie*
Coś ciągnęło mnie do sypialni.
Poszłam więc na górę i usiadłam na łóżku. Zaczęłam rozważać
wspomnienia, które mnie naszły w piwnicy. Wiedziałam już wtedy,
że to ma coś wspólnego z wypadkiem, dlatego nie wiedząc czego
mogę się spodziewać po chłopaku, postanowiłam zgrywać potulną,
dopóki sobie tego nie poukładam. Zaczęłam intensywnie myśleć.
Harry, ręka, krzyki... i teraz jeszcze szafka. Wstałam z łóżka i
podeszłam do nocnej szafki, przyglądałam się jej i na kancie
dojrzałam jakąś plamę, jakby krew... Coś znowu zaczęło mi się
przypominać, tak teraz już wszystko wiem! Nie żadne schody, tylko
on kat! Kat który udaje, że wszystko jest okej, zrobił mi krzywdę
i wmówił, że to był wypadek. Pamiętam już prawie wszystko, wiem
co to za pieniądze miałam schowane w garderobie. On od dawna się
nade mną znęcał, dlatego odkładałam każdy grosz, bo chciałam
od niego uciec, właśnie w dniu wypadku miałam już plan. Dzięki
Bogu, że w odpowiednim momencie odzyskałam pamięć, bo pewnie
znowu doszłoby do tragedii, teraz już się od niego uwolnię.
Zabrałam
swoje ulubione i najpotrzebniejsze rzeczy, resztę wyrzuciłam do
kontenera, nie będzie miał po mnie żadnej pamiątki, zabrałam
pieniądze, torebkę i już podążałam w stronę dworca, spieszyłam
się, żeby zdążyć wyjechać z miasta, zanim on się zorientuje.
Po drodze układałam plan, gdy wrócę do Polski na pewno mnie tam
znajdzie, pomyśli pewnie, że uciekałam gdzieś daleko poza Wielką
Brytanię, więc wymyśliłam. Mullingar. Małe miasteczko w
Irlandii, to będzie jedno z ostatnich miejsc, na które mógłby
wpaść jego zdegenerowany mózg. Tam będę bezpieczna. Zaszłam do
sklepu, kupiłam, to co było mi potrzebne, później już prosto na
dworzec, od razu skierowałam się do toalety. Wyszłam w krótkich
blond włosach i ostrym makijażu. Szkoda było mi moich długich
kasztanowych włosów, ale nie miałam innego wyjścia. O dziwo
wyglądałam nawet nieźle, tylko makijaż do mnie nie pasował, gdyż
zazwyczaj maluję tylko rzęsy, ale to tylko tak na chwilę.
Skierowałam się do kasy, na szczęście nie było długiej kolejki.
Odeszłam zaciskając w ręce bilet. Przez chwilę przeszedł mnie ze
strachu zimny dreszcz, ale uświadomiłam sobie, że nigdzie nie
będzie już gorzej. Było ciemno, to i lepiej, nikt nie będzie
widział mojej twarzy. Wsiadłam, ostatni raz zerknęłam na Londyn i
odwróciłam głowę od szyby. Zasnęłam, chciałam się jak
najszybciej znaleźć w bezpiecznym miejscu. Obudziłam się, było
już dosyć jasno, spostrzegłam, że ludzie zaczynają się zbierać,
wyjrzałam za okno i moim oczom ukazał się znak: Mullingar.
Cudownie, jesteśmy na miejscu, byłam tak podniecona nowym życiem,
tak szczęśliwa, teraz będzie już dobrze. Wysiadłam i na początku
nie wiedziałam co z sobą zrobić. Zobaczyłam w oddali jakiś park.
Pomimo wczesnej pory dużo ludzi przemieszczało się już po
ulicach. Gdy dotarłam na miejsce usiadłam na ławce, wyjęłam z
torby laptopa i zaczęłam poszukiwać mieszkania do wynajęcia,
później obrałam na cel pracę. Znalazłam ciekawą propozycję
domku. Miałabym tam mieszkać i opiekować się stadniną koni, w
zamian za to opłacałabym tylko swoje rachunki, nic za wynajem.
Wspaniale, jeszcze w dodatku konie, które kocham od dzieciństwa.
Tylko Styles nienawidził zwierząt i od kiedy byłam w Londynie nie
jeździłam ani razu. Udałam się od razu pod wyznaczony adres.
Drzwi otworzyła mi młoda dziewczyna, wyglądała na wykończoną,
miała podkrążone oczy, niezmyty makijaż i w ogóle. Wystraszyłam się,
że znowu trafiłam do jakieś patologi. Ale w domu nie było nikogo
oprócz niej, było w nim ciepło i tak rodzinnie, idealne miejsce,
aby się zestarzeć- pomyślałam. Dziewczyna też była bardzo miła,
czymś przygnębiona, ale próbowała to ukryć. Po rozmowie z nią
wszystko już było jasne, strasznie jej współczuję, moja tragedia
jest niczym, w porównaniu z jej.
- Tak więc jak było napisane w ogłoszeniu miałabyś zajmować się zwierzakami i w ogóle dbać o to wszystko. Płacisz tylko swoje rachunki, dobrze Ci z oczu patrzy, więc nie mam zastrzeżeń, jeśli chcesz to możesz tu zamieszkać nawet od dzisiaj.- Powiedziała Linda.
- Będę Ci bardzo wdzięczna, bo nie mam co ze sobą zrobić- uśmiechnęłam się. Dziewczyna nie wyglądała na starszą ode mnie, więc to wszystko wydawało mi się trochę dziwne, ale innego wyjścia jak na razie nie miałam.
- Tak zauważyłam torbę, więc jesteś nowa w miasteczku?
- Tak, dzisiaj przybyłam z Londynu
- I nie szkoda Ci było tego pięknego miasta?
- Potrzebuję po prostu zacząć wszystko od nowa.
- No to się rozumiemy- dziewczyna posłała mi porozumiewawczy uśmiech. Spodoba Ci się tutaj
- Mam nadzieję.
- Zaraz możesz się zadomawiać, tylko że ja tutaj zostaję do końca tygodnia, przez ten czas oprowadzę Cię i wszystko pokażę, muszę mieć pewność, że konie zostaną w dobrych rękach. Później już mnie nie ma, będziemy się kontaktować telefonicznie, lub przez internet.
- Jasne, okej- nic już nie rozumiałam
- Pewnie Cię zastanawia, gdzie jadę, dlaczego to zostawiam i tak dalej?
- Hehe, tylko taka ciekawość, nie musisz mówić naprawdę
- Ale prędzej czy później i tak się dowiesz, więc...
- No dobrze, więc zamieniam się w słuch
- W tym domu mieszkałam od urodzenia z rodzicami i młodszą siostrą Alice, te konie były jej, chorowała na autyzm, a przy nich zachowywała się tak beztrosko, prawie jak normalne dziecko... (Urwała i otarła łzy, ja tylko słuchałam) była taka kochana, najwspanialsze dziecko jakie znałam. Byliśmy naprawdę kochającą się rodziną. Tata był burmistrzem, mama zajmowała się domem. 2 tygodnie temu oni pojechali na weekend za miasto, mamy, a raczej mieliśmy tam domek letniskowy, ja nie pojechałam, bo ten weekend spędzałam ze swoim chłopakiem u niego. W tym domku zawsze coś było nie tak z ogrzewaniem, tata miał się tym zająć, ale jakoś zawsze brakowało mu czasu. W nocy, w przeddzień, gdy mieli wracać wybuchł pożar. Zaczęło się od piwnicy, a oni byli na górze. Telefony też... zresztą to i tak bez znaczenia, bo po prostu się udusili. Wszyscy.
- Jej Linda, ja ja nie wiem co powiedzieć, to jest naprawdę straszne. Bardzo mi przykro, jak sobie radzisz?
- No jak widzisz- pokazała na siebie, ocierając łzy. W przyszłym tygodniu jadę do Paula mojego chłopaka, zamieszkam z nim, mieszka w Dublinie, gdyby nie on mnie pewnie też już by nie było.
- Nie szkoda Ci opuszczać domu?
- Nie, te wszystkie wspomnienia, zdjęcia, to wszystko przygnębia mnie jeszcze bardziej. Każdy nawet najdrobniejszy szczegół przypomina mi o nich. Na razie nie jestem w stanie tu mieszkać. Może po latach tu wrócę, ale wątpię. Jedno wiem, że nigdy go nie sprzedam, ani jego, ani koni. Wiem, że oni chcieli by, żebym żyła dalej, dlatego muszę być daleko stąd, tylko wtedy mi się to uda.
- I tak jesteś bardzo silna, ludzie powinni brać z Ciebie przykład, taka tragedia, nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego co czujesz.
- A Ty?
- Co ja?
- Dlaczego tutaj jesteś? Bo to chyba nie jest spełnienie twoich marzeń co?
- Oj na pewno nie,
Opowiedziałam
jej całą historię z Harrym i tak jakoś nawet mi lepiej. Linda
pomogła mi też znaleźć pracę. Jestem pomocnicą w hotelu. Nie
brzmi najlepiej, ale bardzo ją lubię, ani ciężka, ani jakaś
wymagająca. Jak na razie jest świetnie.Tylko ile to szczęście potrwa? wolę się na razie nad tym nie zastanawiać, staram się czerpać przyjemność z każdej chwili, kiedy Linda wyjedzie, zostanę kompletnie sama... Tak, najwyższy czas zacząć nowe życie!
Dziękuję, za wszystkie komentarze, są bardzo miłe i motywujące<3 Miałam ten rozdział dodać jutro, ale nie jestem pewna, czy znajdę czas, więc pojawia się on dzisiaj. Kocham Was skarby!:*